Ile razy w życiu powiedzieliście drugiej osobie "wiem, co czujesz"? A
ile razy usłyszeliście "współczuję Ci"? Pewnie całkiem sporo. Nic
dziwnego, przecież to zwykłe ludzkie odczucie. Jednak czy ten stan
emocjonalny rzeczywiście istnieje?
Często próbujemy okazywać zrozumienie,
solidaryzować się w cierpieniu – zwłaszcza z bliskimi osobami.
Przyjaciółka przyjaciółce, matka córce, kolega koledze i reszta świata
sobie nawzajem – każdy pragnie wyrażać pewnego rodzaju ubolewanie w
stosunku do kogoś, kto czuje się nieszczęśliwy. Taka empatia, czyli
zdolność odczuwania stanów psychicznych innych osób i umiejętność
spojrzenia na świat z ich, często odmiennej, perspektywy, nie jest nam
obca. Jednak nie każdy wie, że jest ona stopniowalna.
Pierwszy stopień to tak zwana
samoświadomość – tłumaczona jako współczucie samemu sobie i rozumienie
własnych stanów emocjonalnych. Kolejnym stopniem jest reakcja na
odczucia innych, czyli mówiąc prosto – „czuję to, co Ty”. A jeśli czuję, jeśli WSPÓŁczuję – to chcę nieść pomoc. Bo taka ludzka natura.
Jednak czasem ta „ludzka natura” mogłaby być zastąpiona wyrażeniem „ludzka ciekawość”,
która ze współczuciem ma niewiele wspólnego. Czy siedzenie przy kimś,
wypytywanie o to, co właściwie się stało, a może jeszcze głaskanie po
głowie przeplatane jakże głębokim „tak bardzo mi Cię szkoda”
jest naprawdę lepsze od działania, niesienia pomocy? Nie lepiej wstać i
wykazać jakąkolwiek aktywność, by chociaż spróbować znaleźć wyjście z
sytuacji? By „poszkodowany” faktycznie odczuł, że ma osobę, na
którą może liczyć. To z pewnością zapewniłoby mu większy komfort
psychiczny niż rzucone w jego kierunku tych kilka słów.
Od najmłodszych lat uczono nas, że
bierność nie jest zbyt dobrą cechą. Że trzeba działać, trzeba walczyć,
trzeba cokolwiek robić, byleby tylko nie stać w miejscu. Tak samo jest w
przypadku okazywania empatii wobec innych, której potwierdzenia można
szukać w definicji współczucia, wywodzącej się ze wschodnich kultur.
W buddyzmie znajdujemy tzw. szlachetną aktywność, idącą w parze ze współczuciem – tzw. Karuna (w tłumaczeniu: serdeczne współczucie).
Buddyjski pogląd w większym stopniu uwzględnia aktywność niż samą
litość kierowaną w stronę drugiego człowieka. Mówi o tym, że niezależnie
od tego, jak głębokie są nasze uczucia i jak bardzo nasze myśli
przepełnione są współczuciem – to kiedy nie ma przejawów działania,
współczucie nie istnieje. Jeśli natomiast oprócz uczuć i chęci, mamy do
czynienia także z aktywnością – wtedy można mówić o współodczuwaniu.
Pomijając religijne sposoby rozumienia
tego zjawiska, istnieje również inny aspekt. Według psychologów empatia
jest silnym hamulcem zachowań agresywnych, przez co jest to uczucie
społeczne, a więc element ludzkiego życia.
Element, który może być
rozumiany różnorako, jednak zawsze u jego podnóża leżą dobre intencje.
A
że dobro nigdy nie zginie, to i współczucie będzie nam towarzyszyło w
codziennym życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz